Kontynuując temat 'własnego stylu' z poprzedniego posta zastanawiałam się jak to jest ze mną. Po kilku latach blogowania kwestia określenia mojego stylu wygląda dość prosto - albo coś czuję albo nie. Oczywiście nadal często dopadają mnie dylematy w kwestii dokonywaniu wyboru. Zadaję sobie sporo pytań ...Czy tym razem się nie przebrałam? A może powinnam postawić na kolor? Mnogość ofert, jaką zarzucają nas sieciówki powoduje wiele wątpliwości. Sama osobiście postępuję według określonych zasad chodź niełatwo jest je przestrzegać. Ilość rzeczy, butów oraz dodatków w mojej szafie powoduję, że podchodzę do zakupów baaaardzo rozsądnie. Wolę powiedzieć NIE zastanawiając się nad zakupem niż wyjść ze sklepu z pełną torbą rzeczy...
Od dłuższego czasu trapi mnie myśl odnośnie posiadania garderoby idealnej. Za każdym razem obiecuję sobie, iż w mojej szafie będzie 'wisiało' 100% mojego stylu. Z wielkim zapałem czytam kolejne posty o slow fashion m.in. u StyleDigger i zadaję sobie pytanie czy potrafiłabym tak jak Asia ograniczyć ilość rzeczy w szafie? Staram się żeby tak było i z roku na rok jest coraz lepiej..,ale czy pracując w branży modowej można sobie pozwolić na jakiekolwiek ograniczenia w ilości posiadanych ubrań? Przecież żeby być 'na czasie' / być modnym powinno się zaskakiwać oraz pokazywać z posta na post coraz to nowsze rzeczy...nie wspomnę już o bywaniu na imprezach / showbiznesie (ale to już inna para kaloszy, której nie mam ochoty omawiać). Moim zdaniem jak najbardziej można! Nie trzeba mieć szafy pełnej modnych ubrań. Co więcej bardzo cenię sobie osoby, które nie potrzebują piór, cekinów etc by czuć się i wyglądać dobrze (wkrótce napiszę o swoich faworytkach). Oczywiście takie osoby jak Macademian Girl nie byłyby sobą gdyby nie miały na sobie czegoś awangardowego i bardzo dobrze !
Co należy zrobić by nie ulec zakupowym pokusom??? Od jakiego czasu stosuję kilka zasad. Pierwsza z nich dotyczy 5-10 minut. Jeśli zbyt długo zastanawiam się nad zakupem danej rzeczy to ostatecznie i tak z niej rezygnuję. Intensywne analizowanie czy nowy zakup będzie pasować do reszty powoduje, że nie warto w niego inwestować. Uwierzcie mi, że jest to bardzo proste we wdrożeniu w życie. Jeśli widzicie w sklepie coś fajnego i nie wyobrażacie sobie życia bez zakupu to koniecznie musicie to mieć (skąd ja to znam)...jednak jest jedno ALE - jeśli chodź przez moment zadacie sobie pytanie w stylu: gdzie to pomieścicie? czy ta nowa rzecz nie przypomina waszych 4 innych sukienek w szafie? kiedy to założycie skoro dopiero od poniedziałku zaczniecie dietę (z tym mam czasami problem hah)? Zdecydowanie warto wówczas sobie odpuścić!
Kolejną moją złotą zasadą jest - jakość. Przy wyborze rzeczy sprawdzam tkaninę oraz szwy - jeśli oba punkty zawodzą a cena jest zbyt wygórowana mówię stanowczo NIE. Oczywiście tutaj kłania się wiedza odnośnie materiałów. Jeśli macie wątpliwości i gubicie się w gąszczu informacji, które możecie znaleźć na etykiecie zapraszam na krótki post u Aśki. Oczywiście zdarza mi się kupić coś z domieszką chociażby wiskozy jednak najczęściej stawiam na bawełnę, wełnę, kaszmir, jedwab czy też naturalną skórę. Warto mieć również świadomość tego, że delikatne materiały często są mniej odporne na eksploatowanie.
Ostatnią trzecią zasadą jest kwestia trendów i ich sezonowości. Często podczas zakupów zadaję sobie pytanie - czy daną rzecz będę nosić w kolejnym sezonie? Czy może jest to chwilowe zauroczenie bądź wpływ kampanii reklamowej promującej najnowszą kolekcję? Oczywiście nie mogę pewnych spraw przewidzieć jednak 100% 'szaleństwa' trendowo-sezonowe nie są dla mnie. Co więcej nie kupuję rzeczy, które są bardzo charakterystyczne w danym sezonie. Co pół roku pojawiają się tzw. 'globalne mast-hewy', które są w posiadaniu prawie wszystkich. Wówczas nawet najniższa cena, najlepsza jakość i klasyczny (czy super modny) fason nie skłonią mnie do zakupu. A jak jest u Was? Macie swoje złote zasady: jak rozsądnie podejść do zakupów?
Od dłuższego czasu trapi mnie myśl odnośnie posiadania garderoby idealnej. Za każdym razem obiecuję sobie, iż w mojej szafie będzie 'wisiało' 100% mojego stylu. Z wielkim zapałem czytam kolejne posty o slow fashion m.in. u StyleDigger i zadaję sobie pytanie czy potrafiłabym tak jak Asia ograniczyć ilość rzeczy w szafie? Staram się żeby tak było i z roku na rok jest coraz lepiej..,ale czy pracując w branży modowej można sobie pozwolić na jakiekolwiek ograniczenia w ilości posiadanych ubrań? Przecież żeby być 'na czasie' / być modnym powinno się zaskakiwać oraz pokazywać z posta na post coraz to nowsze rzeczy...nie wspomnę już o bywaniu na imprezach / showbiznesie (ale to już inna para kaloszy, której nie mam ochoty omawiać). Moim zdaniem jak najbardziej można! Nie trzeba mieć szafy pełnej modnych ubrań. Co więcej bardzo cenię sobie osoby, które nie potrzebują piór, cekinów etc by czuć się i wyglądać dobrze (wkrótce napiszę o swoich faworytkach). Oczywiście takie osoby jak Macademian Girl nie byłyby sobą gdyby nie miały na sobie czegoś awangardowego i bardzo dobrze !
Co należy zrobić by nie ulec zakupowym pokusom??? Od jakiego czasu stosuję kilka zasad. Pierwsza z nich dotyczy 5-10 minut. Jeśli zbyt długo zastanawiam się nad zakupem danej rzeczy to ostatecznie i tak z niej rezygnuję. Intensywne analizowanie czy nowy zakup będzie pasować do reszty powoduje, że nie warto w niego inwestować. Uwierzcie mi, że jest to bardzo proste we wdrożeniu w życie. Jeśli widzicie w sklepie coś fajnego i nie wyobrażacie sobie życia bez zakupu to koniecznie musicie to mieć (skąd ja to znam)...jednak jest jedno ALE - jeśli chodź przez moment zadacie sobie pytanie w stylu: gdzie to pomieścicie? czy ta nowa rzecz nie przypomina waszych 4 innych sukienek w szafie? kiedy to założycie skoro dopiero od poniedziałku zaczniecie dietę (z tym mam czasami problem hah)? Zdecydowanie warto wówczas sobie odpuścić!
Kolejną moją złotą zasadą jest - jakość. Przy wyborze rzeczy sprawdzam tkaninę oraz szwy - jeśli oba punkty zawodzą a cena jest zbyt wygórowana mówię stanowczo NIE. Oczywiście tutaj kłania się wiedza odnośnie materiałów. Jeśli macie wątpliwości i gubicie się w gąszczu informacji, które możecie znaleźć na etykiecie zapraszam na krótki post u Aśki. Oczywiście zdarza mi się kupić coś z domieszką chociażby wiskozy jednak najczęściej stawiam na bawełnę, wełnę, kaszmir, jedwab czy też naturalną skórę. Warto mieć również świadomość tego, że delikatne materiały często są mniej odporne na eksploatowanie.
Ostatnią trzecią zasadą jest kwestia trendów i ich sezonowości. Często podczas zakupów zadaję sobie pytanie - czy daną rzecz będę nosić w kolejnym sezonie? Czy może jest to chwilowe zauroczenie bądź wpływ kampanii reklamowej promującej najnowszą kolekcję? Oczywiście nie mogę pewnych spraw przewidzieć jednak 100% 'szaleństwa' trendowo-sezonowe nie są dla mnie. Co więcej nie kupuję rzeczy, które są bardzo charakterystyczne w danym sezonie. Co pół roku pojawiają się tzw. 'globalne mast-hewy', które są w posiadaniu prawie wszystkich. Wówczas nawet najniższa cena, najlepsza jakość i klasyczny (czy super modny) fason nie skłonią mnie do zakupu. A jak jest u Was? Macie swoje złote zasady: jak rozsądnie podejść do zakupów?
Pięknie zdjęcie! I faktycznie to musi nie być łatwe, pracować w branży i panować nad szafą… więc szacun:)
ReplyDeleteJa kieruję się jedną zasadą - gdzie i kiedy to założę? Wbrew pozorom, nie jest to dobra zasada. owocuje ona tym, że sukienek wieczorowych/koktajlowych mam jak na lekarstwo , natomiast 'casualowych' propozycji mam za dużo, bez składu i ładu :)) Niestety, modą się interesuję, ale rozsądku w niej nie mam za grosz!
ReplyDeleteROMANTIC PICS
ReplyDelete